Akcja ratunkowa rozegrała się w poniedziałek przed południem na akwenie Zalewu Wiślanego. Patrol wodny zauważył łódź z czwórką pasażerów, którzy desperacko wzywali pomocy. To, co początkowo wyglądało na rutynową pomoc techniczną, okazało się przykładem rażącego lekceważenia przepisów bezpieczeństwa.
Awaria silnika w środku zalewu
Około 11:30 funkcjonariusze dostrzegli unoszącą się na wodzie jednostkę rekreacyjną. Znajdująca się na pokładzie czwórka żeglarzy machała rękami, sygnalizując kłopoty. Szybko okazało się, że przyczyną problemów była awaria napędu – silnik odmówił posłuszeństwa, pozostawiając łódź bez możliwości samodzielnego powrotu do brzegu.
Skuteczna akcja holowania do Tolkmicka
Policjanci wodniacy niezwłocznie przystąpili do operacji ratunkowej. Uszkodzona jednostka została bezpiecznie odholowana do najbliższego portu w Tolkmicku. Dzięki profesjonalnej postawie służb, wszyscy uczestnicy zdarzenia dotarli na ląd bez uszczerbku na zdrowiu.
Szokujące odkrycie podczas inspekcji
Rutynowa kontrola przeprowadzona po cumowaniu ujawniła alarmujące zaniedbania. Na pokładzie brakowało podstawowego wyposażenia ratowniczego, które zgodnie z obowiązującymi regulacjami powinno znajdować się na każdej łodzi. Stan ten mógł doprowadzić do tragedii, gdyby sytuacja przybrała bardziej dramatyczny obrót.
Mandat za zagrożenie bezpieczeństwa
Właściciel łodzi otrzymał karę finansową w kwocie 500 złotych za brak obowiązkowego wyposażenia ratunkowego. Funkcjonariusze podkreślili, że tego typu zaniedbania mogą kosztować życie, szczególnie w sytuacjach awaryjnych na otwartych wodach.
Lekcja dla wszystkich żeglarzy
Ten incydent stanowi przestrogę dla wszystkich miłośników żeglarstwa na Zalewie Wiślanym. Odpowiednie przygotowanie łodzi przed wypłynięciem to nie tylko obowiązek prawny, ale przede wszystkim kwestia odpowiedzialności za własne życie i bezpieczeństwo pasażerów. Sprawna interwencja patrolu wodnego zapobiegła tym razem poważniejszym konsekwencjom, ale nie każda historia może mieć tak szczęśliwy finał.